Wszystko zaczęło się od Argentyny. Chociaż nie, to nie całkiem prawda. Wspólne podróże zaczęliśmy od objazdowej wycieczki ornitologicznej po Skandynawii – ja w zaawansowanej ciąży, w namiocie, U objuczony sprzętem foto, O jeszcze nieświadoma, w jakiej rodzinie przyjdzie na świat. Potem przyszła pierwsza wspólna podróż na własną rękę, do Argentyny. Było nas siedmioro, a przygodami można obdarować drugie tyle. Utknęliśmy w błocie na patagońskiej pampie, graliśmy tenisowe mecze z pracownikami platform wiertniczych, gubiliśmy się na Ziemi Ognistej. Ciąg dalszy nie mógł więc być inny. Od tego czasu, kiedy tylko możemy, jeździmy doświadczyć innych stron świata. Przeważnie rodzinnie, we troje, ale też czasem w większej, a czasem w mniejszej ekipie.