̶ Bajkał to najpiękniejsze miejsce na świecie. Nie byłem, ale wiem – zapewniał Roman, Ukrainiec z Drohobycza, który ucieszył się, że jesteśmy jego sąsiadami w pociągu. W dzieciństwie często bywał w Polsce i chciał poćwiczyć z nami język. Siedzieliśmy w dusznym pociągu z Kijowa do Moskwy i ociekaliśmy potem. Na zewnątrz było ponad trzydzieści stopni, a skład stary i nieklimatyzowany. Roman opowiadał o tym, jak żyje się w rozkroku między dwoma stolicami, kiedy żona i dzieci w Kijowie, a praca w Moskwie.
̶ Dziadków wywieźli do Kazachstanu. Jechali tam wagonami towarowymi miesiąc. W Karagandzie mieszkali aż do śmierci Stalina, ale potem wrócili do Drohobycza. Teraz rodzina na całym świecie, w Rosji, w Polsce, w Anglii, nie wiem, gdzie jeszcze.
Słuchaliśmy, a za oknem uciekała Ukraina. Nie spędziliśmy tu zbyt dużo czasu, po dwóch dniach we Lwowie wsiedliśmy do nowego, ale ciasnego i niezbyt wygodnego pociągu do Kijowa. Planowaliśmy wyskoczyć na godzinkę na miasto, zobaczyć przynajmniej Majdan, ale koszmarny upał skutecznie nas zniechęcił. W drodze powrotnej będziemy mieli jeszcze jedną okazję, póki co poprzestaliśmy na obiedzie w Puzatej Chacie koło dworca.
Moskwa przywitała nas chłodno. Nie, żeby martwiło nas 14 stopni – wreszcie dało się oddychać. Według prognozy pogody można się było spodziewać nawet opadów śniegu – w sierpniu! Świeciło jednak piękne słońce, a powietrze było rześkie i zimne. Pożegnaliśmy się z Romkiem i wsiedliśmy w metro, które zawiozło nas z Dworca Kijowskiego na Jarosławski. Był ranek, a nasz pociąg na Syberię miał odjechać dopiero po północy, zostawiliśmy więc bagaże w przechowalni, kupiliśmy rosyjską kartę SIM i ruszyliśmy na miasto.
Dla Oli był to pierwszy raz w Moskwie, postawiliśmy więc na główne atrakcje. Na początek – oczywiście plac Czerwony. Od naszej ostatniej tu wizyty trochę się zmieniło. Otoczenie dużo bardziej zadbane, weselsze, na placu tysiące turystów z Chin i nikt nie goni za fotografowanie ze statywu. Wchodzimy do środka Soboru Wasyla Błogosławionego, najbardziej chyba charakterystycznego budynku Moskwy. Wnętrze zaskakuje. Spodziewałam się przestronnej, imponującej świątyni, tymczasem Sobór to labirynt wąskich korytarzy, prowadzących do kolejnych, niewielkich świątyń. Każda kryje w sobie przepiękny ikonostas, ściany i sufity są bogato zdobione. Można się zgubić. Porzucamy myśl o systematycznym zwiedzaniu i błądzimy po kolejnych zakątkach. Potem przez godzinę siedzimy na placu. Ola rysuje, my czytamy i obserwujemy.
Z poprzedniej bytności w Moskwie pamiętaliśmy, że widok zza rzeki na Kreml robi wrażenie. Nie zniechęcił nas remont mostu – optymistycznie założyliśmy, że po drugiej stronie jakieś przejście będzie. Cóż – w takim mieście jak Moskwa lepiej nie zakładać, że łatwo będzie dojść gdzieś pieszo. Dojście w upragnione miejsce kosztowało nas jakąś godzinę kluczenia po zagrodzonych chodnikach. Wreszcie popatrzyliśmy na imponującą zabudowę Kremla i z ulgą powędrowaliśmy w stronę parku.
Ostatnim przystankiem był Arbat. Zrobiło się późno, więc przeszliśmy się ulicą, która dawniej była ulubionym miejscem artystów, a dzisiaj jest zastawiona straganami z matrioszkami, breloczkami i magnesami. Są tu domy-muzea pisarzy i poetów, kamienice piękne, ale obwieszone kiczowatymi szyldami…
Na koniec zostawiliśmy sobie obowiązkową przejażdżkę moskiewskim metrem – wysiadaliśmy na kolejnych stacjach i podziwialiśmy fantazyjne zdobienia i architektoniczny rozmach. Każda stacja jest inna, niektóre przypominają pałace lub galerie sztuki. Najpiękniejsza jest chyba Komsomolskaja, która była naszym ostatnim przystankiem, tuż obok niej znajduje się bowiem Dworzec Jarosławski.
Nie można go nazwać przyjemnym. Jedyne miejsca do siedzenia znajdują się na piętrze, ale schody ruchome nie działają. Po dłuższych poszukiwaniach znajdujemy wyjście ewakuacyjne, którym można się dostać na górę. Ostatnie godziny upływają nam na podładowywaniu telefonów i dokupywaniu kolejnych produktów spożywczych. Przed nami cztery dni w pociągu.
2 komentarze
larysan
lipiec 31, 2019 at 6:22 amZazdraszczam Moskwy. Jak z poczuciem bezpieczeństwa? I jak tam publiczne toalety? Dwa ważne dla mnie punkty.
padma
lipiec 31, 2019 at 6:55 amJa czułam się bezpiecznie, ale też nie chodziłam po żadnych zaułkach. Publiczne toalety udało nam się znaleźć w centrum, są też w knajpach, więc da się przeżyć 🙂