W Poznaniu czuć w powietrzu wiosnę. Tak naprawdę, zimy w tym roku u nas nie było. Ot, kilka mroźnych dni i to wszystko. Można by sądzić, że tak jest w całej Polsce, na szczęście jednak dzięki plenerowi ZPFP zdecydowaliśmy się na krótki wyjazd w góry. Okazało się, że zima jest! Piękna, skrząca i śnieżna!
W ramach projektu Parki Narodowe postanowiliśmy odwiedzić kolejne parki. Najpierw spędziliśmy kilka dni na plenerze. Zamieszkaliśmy w schronisku na Hali Miziowej, na zboczach Pilska. Byliśmy tam pierwszy raz, a to idealne wprost miejsce nie tylko na robienie zimowych zdjęć, ale także na jazdę na nartach. Z ciepłego i nieco błotnistego Poznania przenieśliśmy się więc do takiego bajkowego miejsca!
Następne dni spędziliśmy bardzo aktywnie, robiąc zdjęcia, jeżdżąc na nartach, wpadając w zaspy i oglądając wieczorami slajdy.
Był czas nawet na relaks na leżaku!
Na Halę Miziową dostaliśmy się ratrakiem – mieliśmy sprzęt fotograficzny, trzy komplety nart i butów, ubrania i jedzenie, wejście byłoby raczej trudno, a wjechać można pod schronisko tylko orczykiem. Z powrotem jednak Ola z Łukaszem zjechali na nartach na parking w Korbielowie, a ja skorzystałam z okazji i zwiozłam nasze rzeczy skuterem śnieżnym – było całkiem przyjemnie!
Kiedy reszta towarzystwa rozjeżdżała się do domów, my cieszyliśmy się z tego, że zdecydowaliśmy się na nieco dłuższy urlop i po niecałej godzinie byliśmy już w Zawoi, gdzie wcześniej zarezerwowaliśmy pokój w Kozinówce. Byliśmy już nie raz na Babiej Górze i w okolicach, ale jeszcze nigdy zimą. Raz wchodziliśmy nawet na górę z Olą, która tego bynajmniej nie pamięta – miała wtedy jakieś 9 miesięcy i wnosiliśmy ją w nosidełku. Był upalny, lipcowy dzień, wdrapywaliśmy się od Polany Krowiarki i po dotarciu na Sokolicę zdecydowaliśmy, że wyżej nie idziemy. Ola zasnęła pod kosodrzewiną, my zrobiliśmy sobie piknik, a potem wróciliśmy.
Tym razem także nie mieliśmy w planach wejścia na najwyższy szczyt Babiej Góry, czyli Diablak. Babia Góra to dość zdradliwe miejsce – nie dalej niż tydzień przed naszym przyjazdem GOPR ściągał turystów, którzy zabłądzili we mgle między Diablakiem, a Gówniakiem, zaś w niedzielę zdarzył się tragiczny wypadek i zginął człowiek. Choć Babią Górę kocham miłością wielką (z jej zboczy pochodzi zresztą rodzina mojego taty), to czuję względem niej respekt.
Chcieliśmy jednak pokazać szczyt Oli, choćby z daleka, ale niekoniecznie z szosy. Postanowiliśmy, że powtórzymy wycieczkę sprzed 10 lat – wyruszymy z Krowiarek, wyjdziemy ponad linię lasu, żeby było widać cały masyw, a jeśli pogoda będzie dobra, a szlak przetarty, wejdziemy na kolejny po Sokolicy szczyt, czyli Kępę, z której widać już pięknie Tatry. Poszło trochę inaczej, niż planowaliśmy – jak to często bywa.
Na dole zalegała mgła. Cztery dni pięknego słońca na Pilsku były bardzo przyjemne, ale tęskniliśmy za ścielącymi się w dolinach mgłami. Zawoja taką mgłą nas przywitała. W lesie nad Krowiarkami drzewa pokryte były szadzią – dobrze, że Łukasz znalazł rano w plecaku zagubione rolki Velvii 😉
Dość szybko wyszliśmy na tyle wysoko, by chmury zostały pod nami, zaś przez drzewa zaczęło przeświecać słońce. Szło się bardzo dobrze – szlak był dość dobrze ubity, ale nie śliski.
Szybciej niż się spodziewaliśmy wyszliśmy z lasu. Zobaczyliśmy piękną scenę – szczyty Babiej Góry wyłaniały się z wiszących niziutko nad lasem chmur.
Bałam się, że śnieg będzie tutaj bardzo zmrożony, a szlak śliski, okazało się jednak, że nadal idzie się bardzo dobrze. Po krótkim postoju na Sokolicy ruszyliśmy więc w kierunku pobliskiej Kępy. Stamtąd można była spojrzeć już na drugą stronę masywu, na morze chmur i lśniące w słońcu Tatry. Szkoda, że światło było już ostre, ale przyjemnie było tak iść w słońcu po skrzypiącym pod nogami śniegu.
W tym miejscu też zapanowała konsternacja. Nie mieliśmy w planach wejścia wyżej, ale… Pogoda była idealna, prognoza również, szlak przetarty i udeptany, my nie zdążyliśmy się jeszcze zmęczyć. Szkoda było wracać. Zadzwoniliśmy do naszej agroturystyki z prośbą o przesunięcie obiadu na później i informacją, gdzie jesteśmy, a następnie poszliśmy dalej. Chwilę później byliśmy na Gówniaku, i błyskawicznie potem na Diablaku. Mam wrażenie, że jeszcze nigdy nie wchodziło mi się na Babią tak lekko i przyjemnie, jak tym razem!
Z Diablaka mogliśmy zobaczyć Pilsko i Halę Miziową – dzień wcześniej stamtąd patrzyliśmy tęsknie na Diablak 🙂
Pamiątkowe zdjęcie na szczycie i schodzimy, nie chcąc kusić losu.
Pogoda wciąż piękna, choć oczywiście w dół jest już nieco bardziej ślisko niż pod górę – przydałyby się raki, lub choćby raczki, aczkolwiek tylko w kilku miejscach. Za to można dziecku pokazać, czym jest szreń, o której uczyła się w szkole, kompletnie nie rozumiejąc, co to za zjawisko.
O 15.00 jedliśmy już pyszny żurek, lekko zmęczeni, ale szczęśliwi. Nie liczyliśmy, że wejdziemy na szczyt, ale tego dnia góra postanowiła nas zaprosić – sprzyjało nam wszystko! Babia Góra zimą oszałamia urodą – to prawdziwa lodowa pustynia, lśniąca i górująca nad okolicą. Trzeba pamiętać, że potrafi być zdradliwa, a pogoda zmienia się w partiach szczytowych błyskawicznie. Wtedy bywa niebezpiecznie – szlak nie jest dobrze widoczny, paliki, które go znakują, są od siebie oddalone i we mgle łatwo się zgubić. Trzeba zachować ostrożność, ale jak widać, można trafić na jej dobry humor.
Jak się przygotować do zimowego wyjścia w góry?
Przede wszystkim należy się dobrze ubrać – w nieprzewiewne, solidne spodnie (nie patrzcie na spodnie Łukasza, on jest niereformowalny), buty odpowiednie na śnieg, na buty warto założyć stuptuty lub mieć spodnie z warstwą wyciąganą na buty (takie jak narciarskie), żeby nie wpadł nam do środka śnieg, gdy wpadniemy w zaspę, co zapewne się zdarzy. Przydadzą się kije trekkingowe, a jeśli szlak może być oblodzony, raki (pod warunkiem, że umie się w nich chodzić).
Do plecaka jedzenie, czekolada, termos z ciepłym napojem, folię termiczną.
Blisko przy ciele, w cieple, telefon z naładowaną baterią i numerem telefonu do GOPR (601 100 300).
Najważniejsze zaś to oczywiście zachować ostrożność – w przypadku pierwszych oznak pogorszenia się pogody natychmiast zawrócić, choćby do szczytu było już blisko. Nie wchodzić, jeśli szlak jest niewidoczny, oblodzony. Przed wyjściem sprawdzić na stronie GOPR stopień zagrożenia lawinowego i zrezygnować z wyjścia, jeśli jest ryzyko zejścia lawiny. Zawsze należy poinformować kogoś, w jaki rejon gór się wybieramy, a po powrocie dać znać, że bezpiecznie wróciliśmy.
Cieszę się bardzo, że nas Babia Góra wpuściła – śni mi się teraz jej lśniący w słońcu szczyt.
No Comments