Ulica mkna pojazdy. Dziesiatki pojazdow. Glownie skutery, ale tez samochody, rowery i inne blizej niezidentyfikowane. Mkna we wszystkich kierunkach. Swiatla im nie przeszkadzaja. Te, ktore skrecaja, zazwyczaj wpychaja sie przed te jadace prosto. Wszyscy caly czas trabia, to chyba jakis tajemny jezyk, ktory pozwala im wyjsc z tego bez szwanku. Gdy czerwone swiatlo jest za dlugo, autobus wyprzedza wszystkich i jedzie po nie swoim pasie. Zreszta tu nikt nie jedzie po swoim pasie. Na jeden skuter srednio przypada kilku pasazerow. Czesto jest to dwojka doroslych i jeszcze dwojka dzieci, niektore spiace. Wyobraz sobie, ze musisz przejsc na druga strone. Stoisz, czekasz, nikt nie zwalnia. Niesmialo wchodzisz na jezdnie, skutery zaczynaja cie otaczac ze wszystkich stron, wsysaja. Stoisz bezradnie na srodku wielopasmowej ulicy, a wokol ciebie wszytko pedzi. Powoli, krok za krokiem, przesuwasz sie na druga strone ulicy. Uff. Witamy w Sajgonie.
Prawde mowiac, w calym Wietnamie tak wyglada przechodzenie przez ulice, ale tutaj ruch jest zwielokrotniony. W tej chwili, okolo 20, na ulicach pelno pojazdow. O 5 rano bedzie dokladnie tak samo. Niesamowite. Ciezko polapac sie w tym chaosie.
Dotarlismy bez problemow do Sajgonu. Przywital nas tu pierwszy solidny monsunowy deszcz, wiec nie zobaczylismy zbyt wiele. Wyszlismy jednak do miasta, zeby troche posnuc sie po ulicach i chociaz troche poczuc atmosfere tego miejsca. Zjedlismy miejscowe danie, czyli pho – zupe z makaronem i roznymi dodatkami, wypilismy po owocowym shake’u (jeszcze o tym nie pisalam, ale shake’i to nasza nowa milosc – ananasowe, z mango, awokado, a ostatnio z tajemniczego soursop). Pozdrawiamy z Sajgonu:)
No Comments