Kambodża

Phnom Penh

Ostatni wieczor w Siem Reap spedzilismy calkiem przyjemnie. Na zachod slonca postanowilismy wrocic do Preah Khan, swiatyni, ktora dobrze zapamietamy, jako ze spedzilismy tam poprzedniego wieczoru sporo czasu z niepokojem czekajac na Adama, ktory gdzies sie po nocy zgubil. Wiekszosc swiatyn ma kilka wyjsc. W tym przypadku umowilismy sie przy wyjsciu zachodnim, a Adam poszedl do wschodniego. Zrobila sie noc, Preah Khan jest bardzo duza i zarosnieta dzungla, wiec znalezienie drogi na druyga strone bylo bardzo trudne. Lukasz wraz z jednym z naszych kierowcow poszli na poszukiwania. Na szczescie po kilkunastu minutach udalo im sie odnalezc Adama, ale troche najedlismy sie strachu.

Nie zniechecilo nas to jednak do dalszej eksploracji tej swiatynii. Jest ona naprawde urokliwa, tajemnicza i dosc dzika. Spedzilismy tam czas prawie do zachodu, po czym postanowilismy na zakonczenie zaliczyc jedno z obowiazkowych miejsc w Angkorze – wzgorze, z ktorego widac Angkor Wat oswietlony zachodzacym sloncem. O ile oczywiscie dopisze szczescie i slonce wyjdzie… Codziennie wieczorem wdrapuja sie tam tlumy. My prawie wbieglismy na szczyt, nie wiem, jakim cudem mi sie to udalo. Niestety, nie bylo po co, akurat wtedy slonce postanowilo sie nie pokazywac. Samo wejscie jednak bylo warte uwagi, zwlaszcza nieprawdopodobnie strome i waskie schody.

Nastepnego dnia rano wyruszylismy do Phnom Penh. Podrozowanie tutaj jest latwe – bilet na autobus kupilismy w naszym hostelu, a rano nie musielismy nigdzie jechac – przyjechal po nas minibus, ktory zawiozl nas na dworzec autobusowy. Pieciogodzinna podroz uplynela bardzo przyjemnie, zwlaszcza, ze po drodze zatrzymalismy sie w miasteczku, w ktorym byl bardzo oryginalny, kompletnie nie turystyczny targ. W Phnom Penh dosc szybko udalo nam sie znalezc hotel, w ktorym od razu kupilismy tez bilety na jutrzejsza podroz do Wietnamu. Bedziemy plynac Mekongiem i granice przekroczymy na rzece!

Phnom Penh mnie nie zachwycilo. Byc moze pol dnia to za malo, zeby poznac jego uroki. Na pierwszy rzut oka jest jednak niezbyt ladne, dosc ruchliwe i brudne, ot, typowe miasto azjatyckie. Przecinaja je dwie rzeki – Mekong i Tonle Sap, ktore tutaj sie lacza, i trzeba przyznac, ze nadbrzeza sa calkiem przyjemne. Kreci sie tu sporo ludzi, jest gwarno i ruchliwie, mnostwo ulicznych sprzedawcow, mnisi, turysci, a w tle palac krolewski i srebrna pagoda. Ma to swoj urok, jednak nie wyroznia sie specjalnie. Ciekawie bedzie jednak porownac to miasto z Bangkokiem, Sajgonem i Hanoi.

Aga gdzies nam dzisiaj zniknela, wiec nie wiem, czy uda jej sie jakies zdjecia zrzucic. Jutro wyplywamy, do Ho Chi Minh, czyli Sajgonu, dotrzemy pojutrze.

Update: Siedzimy wlasnie z U w pubie i ogladamy Formule 1. Lekki surrealizm, wlasnie tutaj! W kazdym razie U czeka niecierpliwie na komentarz kibica M;)

Update 2: Scenka rodzajowa na targu.

Adam: Patrz, Lukasz, jaki wielki chrzaszcz! Co to takiego?

Ukasz: Hmm, to przeciez karaluch.

Adam: O! I mina mu zrzedla;)

You Might Also Like...

No Comments

    Leave a Reply