19.09.2009
Chiang Mai
Lot do Chiang Mai tym razem bez niespodzianek:) Punktualnie i zimno:))))) Na szczescie zaopatrzylismy sie w kocyki, ktore pozyczylismy od ukrainskich linii lotniczych;)
Lekko oszolomieni po nieprzespanych nocach, zmianie czasu i klimatem podreptalismy do hali przylotow gdzie czekal na nas NIcky, nasz ‘opiekun z hostelu’. Zaladowalismy sie do van i prosto do hostelu. Wymienilismy pierwsze uprzejmosci, przy czym nasz Nicky caly czas zabawial nas rozmowa smiejac sie z dowcipow, ktorych do konca nie rozumielismy. Ale jak sie mialo okazac za kilka dni to nie dowcipy ani angielski tylko poczucie humoru jest lekko inne;)))
W hostelu jakos odzylismy i stwierdizlismy,z e mamy sily na zwiedzanie takiej gorki nie daleko Chiang Mai, Doi Sethup czy jaoks tak, oczywiscie z swiatyniami, ktorych jeszcze nie mielismy dosc. Nicky zalatwil nam wszytsko – vana, przewodnika itp. W Tajlandii nalezy zpaomniec o tym, ze chce zrobic sie cos samodzielnie. Wszystko, ale to wszystko jest zalatwiane i podstawiane pod nos, pod samiutki hostel (dla orientacji hostel wyniosl nas bagatela 80zl za dwie doby za 4 os).
Swiatynie nas dobily i jedyne o czym marzylismy to lozko. No i jak tu powiedziec ‘opiekunowi grupy’ – Nickiemu, ze nam sie chce spac skoro ten zaproponowal i zalatwil rowery na przejazdzki po miescie? No nic, postawilismy na asertywnosc. A co na to Nicky – za nami do pokoju i opowiada o tym jak to widac po nas, ze jestesmy zmeczeni i musimy sie przespac.Ale jak tylko odpoczniemy to on juz zalatwil dla nas na wieczor kolejna atrakcje – pokazy boksu tajskiego. Coz robic? No pojsc, wszak drugi raz odmowic nie wypadalo. No to poszlismy. Pokazy rozpoczely sie od walk malych chlopcow, potem dziewczynki i potem dorosli faceci . Szczerze powiedziawszy nie przepadam w ogole za tego typu sportem a ogladanie na zywo tego, jak dwoch facetow sie oklada niemilosiernie po nerkach …… coz z Ania szybko wrocilysmy do hostelu podczas gdy reszta zostala do konca.
Pierwsze spostrzezenia – jedzenie rewelacyjne; z reguly nie wiemy co jemy ale nam wszystko smakuje; turystow na szczescie nie za wielu i hostele swieca pustkami; nocna jazda tuk-tukiem – hmmm jak sie zapomni o klaustrofobii, ruchu lewokierunkowym i fakcie, ze jakos tak kierowca szybko jedzie to okazuje sie to byc calkiem fajna sprawa:)))
No Comments